Szyć na zamówienie, czy nie szyć?


Podejrzewam, że wiele szyjących osób od czasu do czasu zadaje sobie pytanie; szyć za zamówienie, czy nie szyć? Ja również zadawałam sobie to pytanie. Ale jak to mawiają, nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz. No to spróbowałam! :)
Szyję od prawie dwóch lat. Nie twierdzę, że potrafię wszystko, wręcz przeciwnie, jestem przekonana, że jeszcze długaaa szyciowa droga przede mną, jednak coś tam potrafię wyczarować przy pomocy maszyny. Ponadto, a właściwie najważniejsze jest to, że szycie daje mi również mnóstwo radości i satysfakcji. To może powinnam zamienić pasję w pracę i szyć również w celach zarobkowych? Hmm, ale co szyć: ubrania na miarę, a może przytulanki lub kocyki dla maluchów, a może jeszcze coś innego, niepowtarzalnego? Ale, czy ja dam radę utrzymać się z tego szycia? A co będzie, jeśli okaże się, że jednak na dłuższą metę przestanie mi się to podobać i nie będę miała ani pracy ani pasji? Takie i wiele innych pytań pojawia się od jakiegoś czasu w mojej głowie.

Idąc za radą mojego męża, chwyciłam byka za rogi i postanowiłam przekonać się w praktyce, jak to jest z tym szyciem na zamówienie. Nie był to jakiś wielkich problem, bo raz na czas dostaję od moich znajomych zapytanie o uszycie czegoś na miarę. Do tej pory odmawiałam, no chyba, że chodziło o uszycie jakieś przytulanki, czy kocyka z minky, ale to jest zupełnie inne szycie. 

Jakiś czas temu koleżanka zapytała mnie o uszycie sukienki na wesele dla niej i jej koleżanki. Wtedy zbyt długo nie zastanawiającym się na tym, odmówiłam. No bo co się stanie, jeśli nie dam rady zrealizować ich wizji albo coś się nie uda? Nie, nie ma mowy! Jednak minęła jakaś chwila czasu i w mojej głowie znowu pojawiły się te myśli, o których pisałam powyżej. Cholercia, no to co, może jednak spróbuję!? Takimi małymi kroczkami, żeby zobaczyć co z tego wyjdzie, czy mam z tego frajdę, czy nie!? Na fali tej myśli chwyciłam telefon, wysłałam sms'a do koleżanki z zapytaniem, czy temat szycia sukienek aktualny. Odpisała: aktualny! 

W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak omówić projekty i wybrać się z dziewczynami do sklepu w celu znalezienie odpowiednich tkanin. Dziewczyny same dobrały kolory materiałów, ale w pozostałych kwestiach zdały się na mnie. Pierwszy stresik pojawił się podczas ustalania ile metrów tkaniny potrzebuje każda z dziewczyn na swoją sukienkę. Głowa intensywnie myślałam, aby dokonać poprawnych obliczeń. Zwłaszcza, że jedna z tkanin była na wyczerpaniu, więc raczej nie było mowy o dokupieniu. Moje obliczenia potwierdziłam z Panią u której kupowałyśmy tkaniny, w końcu co dwie głowy, to nie jedna ;) Przy okazji wizyty w sklepie zdjęłam z dziewczyn pierwszą miarę i umówiłyśmy się na pierwszą przymiarkę.

Następnie przyszła kolej na przygotowanie wykrojów. To dopiero był stres! Po kilka razy sprawdzałam poszczególne odcinki, przeliczałam i mierzyłam obwody. Przy krojeniu tkaniny ręka mi drgała, jakbym nie wiadomo jak drogi materiał cięła :D Potem było już z górki i bezstresowo, w końcu szycie nie jest mi już takie obce :) Ale, żeby nie było tak łatwo, kolejny stresik pojawił się w momencie, gdy dziewczyny miały przyjechać na pierwszą przymiarkę. Moment wyczekiwania czy wszystko jest w porządku, gdy dziewczyny pierwszy raz założyły na siebie sukienki, również przyniósł mi moc wrażeń. Na szczęście okazało się, że wszystko pasuje, trzeba było wprowadzić tylko drobne zmiany w długościach spódnicy, rękawów i zwiększyć podkrój szyi. A na twarzach dziewczyn pojawił się uśmiech! To był moment, gdy poczuła ulgę i zadowolenie z efektu mojej pracy :) 

No to w końcu, co z tym szyciem na zamówienie? Szyć, czy nie szyć? Po tym doświadczeniu wiem, że możliwość uszycia ubrania dla kogoś, to naprawę fajna sprawa! Zwłaszcza, gdy wszystko idzie po naszej myśli, a efekt końcowy jest zadowalający dla obu stron :) Jednak poziom stresu towarzyszący temu projektowi jest chyba zbyt duży, bynajmniej dla mnie. Zdaję sobie sprawę, że każde kolejne doświadczenie tego typu dałoby mi więcej doświadczenia i tym samym pewności siebie. Jednak z moją naturą perfekcjonistki dążącej do tego, żeby wszystko było zrobione idealnie, szczególnie, gdy robię coś dla kogoś, może być wyczerpujące. Było to bardzo fajne doświadczenie i może nawet raz na czas skuszę się na podniesienie sobie szyciowego poziomu adrenaliny. Jednak wiem też, że na tym etapie, na którym jestem, szycie dla siebie samej daje mi więcej frajdy i na tym się głównie skupię! :)

Można powiedzieć, że zrobiłam sobie szkołę s(ż)ycia, dzięki której mam spokojniejszą głowę, bynajmniej na jakiś czas ;) No to się Wam uzewnętrzniłam :D

Jeśli jeszcze tu jesteś, obiecuję, że teraz będzie już krótko i merytorycznie o sukienkach. Oczywiście będzie też kilka pięknych zdjęć moich pierwszych Klientek ;)

Dziewczyny pokazały mi zdjęcia sukienek, które przypadły im do gustu. A ja, po drobnych modyfikacjach, starałam się odszyć im jak najbardziej podobne kiecki :)

Projekt numer 1 - zielona sukienka
Wprowadzone zmiany względem inspiracji (zdjęcie z Pinterest), to zmiana rękawów kimonowych na klasyczne i mniejsze marszczenie spódnicy. 
Górę sukienki uszyłam na podstawie modelu 4C z wydania Burda Szycie krok po kroku 1/2016, z którego szyłam już tą sukienkę i . Modyfikacje bluzeczki polegały na wydłużeniu jej o około 10 cm, aby uzyskać efekt widoczny na zdjęciu. Dodatkowo zmieniłam kształt dekoltu z trójkątnego na okrągły i zrobiłam rozcięcie na plecach, aby sukienka była zapinana na guziczek. Dół sukienki to nic innego jak zmarszczony prostokąt wycięty z całej szerokości tkaniny. W pasie została wszyta gumka o szerokości 1 cm. Sukienka ma też ozdobny pasek wiązany w pasie.









Sukienka na modelce wygląda tak:




Projekt numer 2 - sukienka w kolorze pudrowy róż
Wprowadzone zmiany względem inspiracji (zdjęcie z Pinterest), to delikatne wydłużenie rękawów i dół spódnicy ułożony z równomiernych małych zakładek.
Górę sukienki uszyłam na podstawie zwykłej kimonowej bluzeczki z dłuższym tyłem i krótszym przodem podkrojonym w kształcie łuku do wewnątrz. W celu uszycia takie bluzeczki można skorzystać chociażby z wykroju na bluzę „Alisa” z wydania specjalnego Burda Szkoła Szycia 2/2015, na którego podstawie uszyłam  i tą bluzeczkę. Natomiast dół sukienki, to dwa prostokąty ułożone w niewielkie zakładki. Z tym, że przód sukienki jest krótszy od tyłu o około 20 cm i również jest podkrojony po łuku, tak samo jak dół bluzeczki.



Modelka w sukience prezentuje się tak:




Dziewczyny były tak kochane, że zrobiły mi kilka zdjęć w swoich nowych sukienkach i pozwoliły mi opublikować je na blogu! Dzięki temu mogę pokazać Wam jak sukienki prezentują się na dziewczynach, a nie tylko na manekinie. Prawda, że ślicznie wyglądają? :D

Dziewczyny, z tego miejsca dziękuję Wam za świetną przygodę i współpracę! :) Z tego co wiem, to sukienki przetrwały weselne tańce, więc chyba dałam radę ;)

A Wam, Drodzy Czytelnicy, dziękuję za wytrwałość w czytaniu dzisiejszego posta :D Nie ukrywam też, że jestem ciekawa, jak to u Was jest z tym szyciem na miarę? Szyjecie na zamówienie, czy nie szyjecie? Podzielcie się proszę Waszymi doświadczeniami i przemyśleniami, z chęcią poczytam i poznam inne punkty widzenia! :)


Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie! :) Zachęcam do pozostawienia śladu Twojej obecności w tym miejscu, w postaci choćby krótkiego komentarza :) A jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszam do polubienia mojej strony na Facebook’u lub obserwowania mnie na Instagramie – tam zamieszczam więcej ujęć od tzw. kuchni :)

Do zobaczenia! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz