Welurowa elegancja



Po prawie dwumiesięcznej ciszy na blogu zapraszam na nowy wpis. W roli głównej welurowa sukienka w niecodziennej scenerii.

Dotychczas welur nie był obiektem moich zainteresowań szyciowych, zwłaszcza w kontekście ubrań. Zmieniło się to, gdy zobaczyłam stylizację uszytą przez Agę Pyl - kto nie widział, może podejrzeć tutaj. Zapragnęłam, aby w mojej szafie również znalazło się coś z tej eleganckiej tkaniny. Była końcówka stycznia, a z początkiem lutego wybierałam się na imprezę firmową, więc była idealna okazja ku spełnieniu tej zachcianki :)

Szybko zamówiłam 1,5 metra weluru w kolorze marshala ze sklepu miekkie.com. Przy okazji kupiłam również czarny welur, ale o tym napiszę następnym razem ;)



W czasie oczekiwania na dostawę intensywnie myślałam o tym, który kolor wybrać na sukienkę i na podstawie jakiego modelu ją uszyć. Dywagacje trwały kilka dni, jakoś nie mogłam się zdecydować. Aż w końcu postanowiłam, że kilka czarnych sukienek już mam, więc uszyją ją z tego bardziej odważnego koloru. Z wyborem modelu też wcale łatwo nie było. Wymyśliłam sobie, że chcę mieć sukienkę taką nieco elegancką, ale znowu nie za bardzo, no i wygodną rzecz jasna ...
Takie kryteria mogła spełnić tylko już sprawdzona forma. Z resztą czasu na eksperymenty też już za wiele nie miałam. Sięgnęłam zatem po model 106 z Burda 3/2016. Jedyne zmiany jakie wprowadziłam do oryginalnego wykroju, to wydłużenie rękawów, które wykończyłam szeroka plisą.  Zanim doszyłam plisę do rękawów, dolny brzeg rękawów lekko zmarszczyła. Było to konieczne, ponieważ celowo nie zwęziłam rękawów podczas ich wydłużania. Na plisach naszyłam po dwa duże guziki, które stanowią fajną ozdobę :) Dekolt również wykończyłam plisą i przestebnowałam ją po prawej stronie, aby wykończenie się nie wywijało. Dół sukienki wykończyłam na overlocku i podwinęłam na szerokość 3 centymetrów.

Wykrój znam bardzo dobrze, więc niespodzianek podczas szycia nie było. Sam welur też wyjątkowo ładnie ze mną współpracował. Bardzo się cieszę z tego powodu, gdyż miałam sporo obaw. Moje wcześniejsze doświadczenia w pracy z welurem nie był takie przyjemne, jak tym razem. Jakiś czas temu szyłam kocyk z weluru i bawełny. To była istna tragedia. Prułam chyba trzy razy, bo welur mocno mi się ponaciągał. Wtedy trochę krwi mi napsuł, na szczęście tym razem był bardziej przyjazny :)


Welur, który kupiłam był szeroki na 180 cm, więc 1,5 metra idealnie wystarczyło na uszycie sukienki. Choć muszę się Wam przyznać, że przez chwilowe zaćmienie podczas krojenie, przód sukienki wykroiłam z dwóch kawałków, więc musiałam zrobić szew przez środek. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. Strasznie byłam na siebie zła i mocno bałam się tego, że efekt będzie kiepski i sukienka nie będzie się nadawała do noszenia. Jednak ostatecznie spojrzałam na ten problem łagodniejszym okiem. Myślę, że duża zasługa jest tutaj meszka, który ma welur. Dzięki temu szew na przodzie trochę ginie i jest mniej widoczny. No i znalazłam jeszcze jeden punkt łagodzący dla tej sytuacji, szew z przodu całkiem fajnie komponuje się z szwem na tyle sukienki, który powstał podczas zszywaniu kontrafałdy :D 

Sukienka na imprezie sprawdziła się całkiem fajnie. Prezentowałam się dobrze i jest bardzo wygodna, co spełnia założone przeze mnie kryteria :)



Przez długi czas nie miałam okazji, aby zrobić zdjęcia mojej nowej welurowej sukienki. Pogoda z początkiem lutego nie rozpieszczała i ciągle było pochmurno, co nie ułatwia robienia zdjęć. Stąd też chwilowa cisza na blogu.

Jednak w ostatni weekend świętowaliśmy z mężem 9 rocznicę ślubu i z tej okazji wybraliśmy się do Folwarku Wrzosówka. Miejsce to znalazłam zupełnie przez przypadek, ale od razu mi się spodobało. Uwielbiam miejsca z duszą, tworzone z pasji! :) Po obejrzeniu zdjęć na stronie stwierdziłam, że pokój w którym będziemy nocować jest idealną scenerią dla mojej sukienki. Nie pozostało mi nic innego, jak spakować ją do torby i namówić męża na kilka ujęć. Udało się, efekty możecie zobaczyć poniżej :)























Jak widzicie, znowu miałam problem z wyborem zdjęć, więc jest ich tak wiele ;) Nie ukrywam, że efekty tej sesji bardzo mi się podobają. Już dawno nie udało mi się zrobić tak klimatycznych ujęć. Szczególne podziękowania należą się mojemu mężowi bez którego nie byłoby zdjęć, a już na pewno nie byłoby tak fajnego efektu! <3



Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie! :) Zachęcam do pozostawienia śladu Twojej obecności w tym miejscu, w postaci choćby krótkiego komentarza :) A jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszam do polubienia mojej strony na Facebook'u lub obserwowania mnie na Instagramie – tam zamieszczam więcej ujęć od tzw. kuchni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz